processing...
  

Artmix 2003

Wywiad Izy Kowalczyk z Elżbietą Jabłońską

- Twoja sztuka jest zakorzeniona w codzienności. Dlaczego akurat wybrałaś ten obszar do swoich działań? Co Cię w nim intryguje, urzeka?

Zwykłe codzienne sprawy bywają niezwykle interesującym polem działania.Mam taką prywatną ale dość popularną teorię według której już sama decyzja o porannym wstaniu z łóżka jest czynem bohaterskim. Fascynuje mnie cykliczność, powtarzalność codziennych czynności i pozorna nuda, która musimy z pokorą akceptować.

- Jedną z Twoich prac, którą najbardziej lubię jest "Gdy Antek śpi". Jest ironiczna, zabawna, ale mam tez wrażanie, że ta ironia jest gorzka, że praca dotyczy swego rodzaju niemożliwości tworzenia sztuki, gdy tak bardzo jest się zakorzenioną w codzienności (małe dziecko), o tym, że nie można wtedy całkowicie oddać się sztuce, myśleć wyłącznie o niej. Czy rzeczywiście to godzenie roli "artystki" i "matki" jest tak trudne?

Praca o której wspominasz składa się z 60 miniaturowych obrazków, które powstały w 1997 roku, a więc w czasie kiedy moje życie radykalnie się zmieniło ponieważ urodziłam Antka. Te prace miały wówczas dla mnie ogromne znaczenie.Z jednej strony dawały mi poczucie kontynuacji działań związanych ze sztuką, z drugiej strony były bezpośrednimi notatkami dotyczącymi moich zwyklych codziennych czynności.
Rzeczywiście pogodzenie roli matki z jakąkolwiek inna rolą nie jest łatwe, przynajmniej w początkowej fazie, kiedy dziecko jest zupełnie bezradne i zależne od nas. Wówczas jest to rzeczywiście bardzo trudne, ale jednak możliwe. Wiele zależy od tego jaki rodzaj macierzyństwa jest Ci najbliższy.
Najciekawiej obrazuje tę trudność sytuacja, która przydażyła mi się jakiś czas temu. Dostałam zaproszenie na spotkanie z pewną interesującą panią kurator podróżującą w tym czasie po europejskich galeriach, również polskich.
Otrzymałam dokładną datę spotkania, które miało odbyć się w Warszawie.Zdawałam
sobie sprawę z tego iż spotkanie to może być dla mnie ważne.Pech chciał że w tym samym czasie Antek miał zaplanowany zabieg chirurgiczny - wyciecie trzeciego migdała.
W takiej sytuacji wybory dokonują się same.Oczywiście zamiast rozmów o sztuce była noc na plastikowym krzesełku w szpitalu.

- Czy codzienne doświadczenia związane z wychowywaniem dziecka, zajmowaniem się domem, przygotowywaniem jedzenia zmieniły Twoje pojmowanie sztuki?

Zmieniły w sposób gruntowny.Najistotniejszym doświadczeniem było dla mnie urodzenie Antka i dalsze tego konsekwencje, a przede wszystkim dojmujące poczucie odpowiedzialności. Rozwój sytuacji domowo rodzinnej spowodował, iż znalazłam się w miejscu, wktórym w sposób naturalny pojawiło się zdystansowanie do wielu spraw w tym również do sztuki.

- W pracy "Supermatka" z cyklu "Gry domowe" przedstawiasz siebie jako Supermana? Czy myślisz, że współczesne matki muszą być takimi Supermenami (Supermatkami)?

"Supermatka" została zinterpretowana przez wiele osób, jako komentarz dotyczący aktualnej sytuacji polskich kobiet. Jest to dobra interpretacja, rzeczywiscie uważam iż rola kobiet jest aktualnie znacznie bardziej skomplikowana. Cała gama różnorodnych obowiązków, którym muszą podołać kobiety, wydaje się być ponad zwykłe, ludzkie możliwości.
Jednak "Supermatka" posiada jeszcze kilka inyych wymiarów. Jednym z wielu jest połączenie komiksowej postaci z realną rzeczywistością,a więc umieszczenie Supermana, Batmana i Spidermana w przestrzeni domowej, tej z pozoru banalnej i zwykłej.
Kolejnym, jest moja decyzja o przebraniu się w typowy, w bajkowym rozumieniu, strój super meżczyzny, a tym samym realizacja marzeń mojego syna i jak sądzę wielu chłopców w podobnym wieku. Któż nie chciałby mieć Supermatki.

- Ta praca nawiązuje też w jakimś sensie do figury Matki-Polki (poza przywołuje przecież Madonnę z dzieciątkiem, która zawsze była patronką Matki Polki). Czy myślisz, że kobiety w Polsce są wciąż takimi Matkami Polkami i pytanie wynikające z przewrotności tej pracy czy bliżej jest im do Matki Polki czy do Supermana?

Figura Matki Polki jest mi bardzo bliska, dlatego też wiele moich realizacji opatrzonych jest tytułem "Matka Polka prezentuje..." . Tak było w przypadku dwóch edycji toreb foliowych, które udało mi się wydać, tak było w przypadku pierwszych działań stołowych "Przez żołądek do serca" a także podczas pierwszej prezentacji obrazków z cyklu "Kiedy Antek śpi".
Wielu odbiorców postrzega moją osobę właśnie jako tą przysłowiową Matkę Polkę. Dla mnie jest to pewnego rodzaju "pseudonim artystyczny" i niekiedy zabawa bowiem wydaje mi się, że dość mocno odbiegam od schematycznego wizerunku Matki Polki,który w potocznym rozumieniu wiąże się z nadopiekuńczą kobietą, zajmującą się i realizującą wyłącznie w sferze domowej , często otoczoną wianuszkiem dzieci.
Myślę, że coraz mniej jest już takich Matek Polek, kobiety w Polsce zaczynają oddalać się od tego schematycznego wizerunku, często popadając w niebezpieczną skrajność związaną tylko i wyłącznie z karierą i pracą. Idealną sytuacją jest tu znalezienie złotego środka, lecz obawiam się, że jest to dla wielu kobiet bardzo trudne.

- Czy kuchnia jest Twoim królestwem (to wynika przecież z twoich prac) i czy nie boisz się zamknięcia w roli Matki Gastronomicznej (opisała ją Sławka Walczewska jako figurę z polskiej tradycji, figurę, która poprzez władzę sprawowaną w domu rekompensuje sobie brak władzy poza domem)?

Na to pytanie powinna odpowiedzieć moja rodzina, ale ja spróbuję zrobić to za nich i przyznać się wreszcie do tego , że kuchnia na pewno nie jest moim królestwem.
Jest to w naszym domu miejsce wyjątkowe, ponieważ lubimy przebywać ze sobą popijając herbatki, jednak zdaża się niekiedy, że prócz herbatki niewiele w naszej kuchni można znaleźć.Oczywiście staram się jak mogę, ale bywa że nie jestem w stanie udźwignąć tego ciężaru i przyznam, że nie mam z tego powodu wielkich wyrzutów.
Kuchnia jest królestwem mojej mamy i o tym królestwie są moje prace.

- Czy chodzi tobie też o dowartościowanie sfery codziennej krzątaniny, tej kuchenno-domowej rzeczywistości? Intryguje mnie bowiem zestawienie, którego dokonałaś w katalogu z wystawy "Biały Mazur", ukazując swoich znajomych: artystów, kuratorów, krytyków odwróconych tyłem, oddających się krzątaninie we własnych kuchniach. To ich zwrócenie w stronę kuchni powoduje utratę indywidualności (może na rzecz indywidualności krzątaczej?), a z drugiej strony ich upodobnienie do siebie, swego rodzaju kuchenną demokratyzację.

Doskonale to określiłaś używając słów "kuchenna demokratyzacja", rzeczywiście planowałam uzyskać taki efekt i mam nadzieję że te zdjęcia właśnie takie wrażenie wywołują. W katalogu z wystawy "Biały Mazur" są one jednak pewnym dodatkiem oraz uzasadnieniem mojego działania w trakcie otwarcia.Planuję jednak wykorzystać je w udoskonalonej wersji jako samodzielne prace na przyszłorocznej wystawie "Krzątanina".

Właściwie wszyskie moje działania są inspirowane codziennością w związku z tym są rodzajem dowartościowania tejże, niezależnie od tego czy jest ona przewidywalne czy składa się z wyjątkowych sytuacji. Kiedy pracowałam nad realizacją piwniczną na bydgoski Oikos w 2001 penetrowałam piwnice znajomych osób wypożyczając z każdej niewielki przedmiot, właśnie na tę wystawę, po czym zalałam system korytarzy wodą, która utrudniała chodzenie i było to idealne przeniesienie sytuacji z piwnicy domu , w którym mieszkałam będąc dzieckiem. Innym razem, pracując nad torbami foliowymi, potocznie zwanymi reklamówkami, miałam przed sobą stos zużytych znalezionych bądź otrzymanych od przyjaciół toreb, których przeznaczenie jest wyjątkowo banalne.Czy wreszcie fotografie z cyklu "Suprmatka" na tle naszych prostych, nieco zużytych sprzętów.
Moje prace w sposób oczywisty nawiązują do codzienności, wynikają z niej , bardzo często także powstają w wyniku codziennej krzątaniny.

- "Supermatka" zaprezentowana w Zachęcie wraz z piłeczkami i lodami podanymi w dniu otwarcia bardzo mocno bierze pod uwagę dziecko jako widza. Zresztą to nie dotyczy tylko tej pracy. Jednym z najwierniejszych Twoich fanów jest mój syn Kuba, chyba równolatek Antka (wreszcie mógł się porządnie najeść na wernisażu, no i te efekty w postaci zimnych ogni! ;-)). Jak to jest, że tworząc prace ironiczne, często krytyczne, o skomplikowanych znaczeniach udaje ci się tak dobrze trafiać do dzieci? Czy dzieci są wirtualnymi odbiorcami Twoich prac?

Supermatka wyjątkowo dobrze trafiła również do dzieci ponieważ niezastąpionym źródłem inspiracji był w tym wypadku mój syn.W Zachęcie były lody natomiast w bydgoskim muzeum by przygotowany cały stół z niewyobrażalną ilością niezdrowych, ale uwielbianych przez dzieci cudów gastronomicznych.Poczynając od stosu chipsów, przez hektolitry coca coli, różnej maści żelki o fantastycznym wyglądzie, słodycze o wątpliwej wartości odżywczej aż do gum papierosków na zakończenie uczty. Było cudnie.Dzieci nie dały rady, mimo wielkiej radości z takiej ilości"owoców zakazanych".
Twój syn Kuba ma czego żałować.
Na wystawie w Bydgoszczy było około 800 osób, mam nadzieję że znaczna część to były właśnie dzieci, a często takie, które były w muzeum po raz pierwszy.
Ta bydgoska prezentacja była bardzo ciekawa również z tego względu, że nastąpił naturalny podział na dwa światy.Na dole były filmy Anki Baumgart i tam koncetrowała się uwaga matek, wychowawczyń, tam była cisza i skupienie. Góra zaś była miejscem dzikich szaleństw dzieci, które biegały z jednego pomieszczenia do drugiego stawiając na odpowiednio przy przygotowanej mapie właściwą pieczątkę.
Twierdzisz, że mimo ironi, skomplikowanych znaczeń i krytycznego charakteru moje prace trafiają do dzieci? Cieszę się z tego i myślę że taka sytuacja jest możliwa ponieważ moje prace są pozornie nieskomplikowane , z drugiej strony dzieci są bardzo wymagającymi odbiorcami i sukcesem jest nie dać im się zanudzić.

- Z kolei, gdy słyszałam o Twoim projekcie, który zaprezentowałaś na wystawie "Biały Mazur", miałam wrażenie, że postawiłaś dorosłych w roli dziecka, kazałaś im patrzeć na świat (kuchni) z perspektywy dziecka, z tej perspektywy sięgać po jedzenie, którego nawet dobrze nie widać. Czy jest więc tak, że przedstawiasz nie tylko świat matki (Supermatki), ale i dziecka?

Moja praca na wystawie "Biały Mazur" zawiera kilka zagadek, ta o której wspominasz jest tylko jedną z interparetacji jakie mogą się nasuwać. Ta praca składa się z czterech z pozoru klasycznych szafek kuchenny, które są dość znacznie powiększone.Ten zestaw jest po prostu troche niewygodny, to powiększenie powoduje, że praca przy tej kuchni wygląda bardzo dziwnie, dodatkowo jest znacznie trudniejsza. To trochę taka domowa "ściana płaczu", choć pozornie wszystko jest w porządku, jest woda w kranie, jest lodówka, płyta gazowa do gotowania ale wszystko na "nienormalnej wysokości", to tak jakby coś nas jednak delikatnie przerastało.
Podczas berlińskiej ekspozycji ta realizacja miała jeszcze jeden wątek, tłumy Polek pracujących w Berlinie jako gospodynie domowe oczywiście na czarno. W mojej kuchni też miała pracować Polka z ogłoszenia, też na czarno, niestety nie dało się tego zrealizować, więc zostawiłam jedynie ogłoszenie wydrukowane na ścierkach, o młodej, energicznej pani z Polski poszukującej pracy.

- Chciałam zapytać jeszcze o wymiar krytyczny. Ukazujesz uwikłanie kobiety w świat codzienności (np. Gry domowe z bilardami), wskazujesz na sprzeczne komunikaty, które kobiety odbierają z kultury popularnej (te chorągiewki z obliczoną ilością kalorii i pracą potrzebną do ich spalenia), a jednak ta sztuka jest jednocześnie zabawna i radosna. Czy zgadzasz się z takimi hasłami postfeminizmu jak "obrócić gniew w śmiech" czy "feminizm powinien być zabawny"?

Iza, wybacz, ale na to pytanie nie mogę odpowiedzieć ponieważ zgodnie z hasłami, które cytujesz oraz z feministycznym zaangażowaniem wykorzystałam już swój czas i teraz biegnę po Antka do zerówki, po drodze robię zakupy, po powrocie szybki obiadek i jedno zmywanko, a potem muszę zawieźć Antka na jogę, po drodze wpadniemy do sklepu po prezent dla jego kolegi ponieważ ma dzisiaj urodziny, po urodzinach kąpiel, dwie bajki i spać.
Tak feminizm powinien być zabawny....